Już Wam chyba kiedyś wspominałam, że moja przygoda z Chyłką zaczęła się od drugiej części - Zaginięcie. To tak jak serial TVN, też zaczyna się od drugiego tomu, przypadek? ☺
Stałam w kolejce w sklepie spożywczym i do jakiejś gazety była dołączona mała książka Remigiusza Mroza. Rzadko sięgam po książki z gazet, ale rzuciłam okiem co książka proponuje i stwierdziłam "doooobra, 10 zł to nie majątek. Zobaczymy co autor pokaże." Jak się zakochałam, tak pochłaniałam tom za tomem (oczywiście wróciłam do 1 części, bo stwierdziłam że Langer to ważna postać - jak się okazało, nie pomyliłam się :) ).
Po "Zaginięciu" zaczęłam szukać innych książek Remigiusza Mroza i natknęłam się na "Behawiorystę", mojego ulubionego Forsta i trylogię "W kręgach władzy". Nie zapominając jednak o Chyłce czytałam tom za tomem, ale po "Immunitecie" ciężko mi było sięgnąć po "Inwigilacje". Może dlatego, że zbyt długo zwlekałam z jej kupnem, a może na chwile się wypaliłam jeśli chodzi o tą serię. Bardzo się obawiałam tego drugiego, ponieważ tak mam z serią Camilli Lackberg i przestępstwami z Fjallbacki. Skończyłam na "Latarniku" jakieś 4 lata temu i do dziś nie mogę się przemóc żeby czytać dalej. Może za bardzo uprzykrzył mi się schemat, który powtarzał się w każdej książce.
Powiem Wam, że do skończenia "Immunitetu" miałam podobne odczucia co do Chyłki czyli: jest cały czas rozwijana sprawa między Joanną a Zordonem, pojawia się jakaś sprawa, rozwiązują sprawę, a czytelnik całego rozwiązania dowiaduje się 3 lub 4 rozdziały przed zakończeniem książki. Tak teraz myślę, że to chyba to sprawiło, że zostawiłam na chwilę tą serię, poczułam że wpadam w rutynę.
Jednak autor na to nie pozwala i za to go uwielbiam - jeżeli wpadł na to, bo sam miał takie odczucia czytając inne książki to wielki szacun, że u siebie chciał tego uniknąć, a jeśli zrobił to nie świadomie to niech wie że wyszło to na dobre. :)
Mam wrażenie, że przy "Inwigilacji" wchodzimy w trochę inny cykl Chyłki. Od tego tomu nie jest już tak oczywiste, że sprawa jest skończona, załatwiona, rozwiązana, a Ty jako czytelnik, musisz sięgnąć po kolejną część, aby dowiedzieć się co dzieje się dalej, bo nie da ci to spokoju.
Bardzo się cieszę, że przełamałam swoją chwilową niechęć do Chyłki, a teraz z niecierpliwością czekam na "Testament", który ma przyjść lada dzień.
Co do samej książki - wszystkie charakteryzują się tym, że jeśli już myślisz, że masz rozwiązanie, że wiesz jak się zakończy, to autor robi Ci pstryczek w nos. Miałam jednak satysfakcję, kiedy trafnie odkryłam kto w "Oskarżeniu" przychodzi do więzienia do Tadeusza.
Joanna Chyłka to świetna prawniczka, której życie prywatne jest ja rollercoaster, sama skupia się jedynie na pracy i to wychodzi jej najlepiej. Zawsze bierze sprawę, której żadna kancelaria by nie wzięła, a ostatnie słowo zawsze należy do niej (czasem widzę w niej siebie :) ).
Kordian Oryński (Zordon - oczywiście taki przydomek dostał od nikogo innego jak od Joanny) - aplikant, który trafił do Żelazny&McVay pod skrzydła niepowtarzalnej Chyłki. Zazdroszczę mu, bo chyba przy nikim innym nie mógłby się tak przygotować do egzaminu i późniejszego wykonywania zawodu w praktyce jak przy niej. Mocno trzymam kciuki, żeby Kordian zdał egzamin za drugim razem, a dlaczego nie zdał za pierwszym? Dowiecie się tego czytając "Inwigilację". :)
Może dlatego jestem tak zafascynowana tą serią, bo sama kiedyś chciałam iść na studia prawnicze. Życie pokierowało mnie jednak w inną stronę, ale zawsze gdzieś z tyłu głowy to zostaje. Chodząc do sądów na rozprawy i przyglądając im się czuje się jak ryba w wodzie.
Może rzeczywiście coś było w tych wszystkich badaniach, które dowodziły, że ludzie systematycznie czytający mają znacznie większy dystans do świata i są bardziej odprężeni.
Komentarze
Prześlij komentarz